The Końs to zespół muzyczny jedyny w swoim rodzaju. W zasadzie trudno go nazwać pełnoprawnym bandem, bowiem tylko autor piosenek do żywa jednostka. Cała reszta to efekt pracy AI, a dokładnie narzędzia Udio.
Na The Końs natknałem się totalnym przypadkiem szperając w internecie i docierając do YouTube. Na jednej z grup na Facebooku ktoś przyciągnął moją uwagę pisząc, że AI skomponowało całą playlistę punk rockowych kawałków. W ramach ciekawostki zajrzałem i ujmę to tak – fani BoJacka Horsemana i festiwalu Woodstock (nie akceptuje nazwy Pol’and’Rock Festival – sorry, jestem starym dziadem, który kąpał się w błocie przy Vaderze i Pidżamie Porno) pewnie chcieliby ich zobaczyć na żywo.
The Końs to 12 rockowych kawałków wykonanych przez AI
Playlista zespołu The Końs składa się z aż 12 utworów, których nie powstydziłby się żaden punk rockowy zespół na początku swojej kariery. Bardzo mi się to kojarzy z bandami, które słyszałem na festiwalu Woodstock, szczególnie na tych mniejszych koncertach – na mniejszych scenach. Sporo garażówki, nieco klimatów Big Cyc, Pidżamy Porno (jeden z utworów aż przypomina utwory tego zespołu razem z głosem Grabarza, co jest akurat dosyć niepokojące pod względem praw), czy nawet Green Daya.
AI odwaliło kawał dobrej roboty, bo brzmienia są konkretne i pomimo, że utwory są w różnych aranżacjach rockowych, to czuć, że to mogłaby być płyta jednej grupy muzycznej. To również świetny, gardłowy wokal dla fanów takiej muzyki. Jednak warto zaznaczyć fakt, że bez człowieka nie byłoby takiego skutku. Poza wygenerowaniem wokalu i części instrumentalnej poprzez odpowidnie prompty, to teksty zostały napisane przez prawdziwą osobę, a nie przez narzędzie AI.
Czy koncerty AI to taka niemożliwa impreza do zrealizowania?
Wpada w ucho aż miło! To oczywiście zależy od naszych upodobań muzycznych, ale swojego czasu taka muzyka nie opuszczała mnie na krok. Juwenalia i koncerty rockowe to mój drugi dom, a Woodstock to wakacje życia. Ah… młodość. W każdym razie The Końs idealnie spisałby na takimi festiwalu. Szkoda, że de facto… nie istnieje. Jednak czy realizacja jest – aby na pewno – tak niemożliwa?
Okładki utworów to również efekt pracy AI i widzimy postaci z końskimi łbami. Tutaj z kolei przychodzi mi na myśl BoJack Horseman. I oczami wyobraźni taki koncert jest możliwy do zrealizowania. Wystarczy znaleźć parę żywiołowych osób, założyć końskie maski, dać do ręki instrumenty i… puścić muzykę z playbacku. Przy odpowiednim show, gwarantuje, że publiczność szalałaby pod sceną.
Oczywiście jest to bardzo przykra wizja, bo taka forma koncertowa to lekceważenie fanów muzyki. Jednak czy i nie ma to teraz miejsca? Tylko o tym nie wiemy lub twórcy udają, że coś takiego się nie odbyło? W planie świadomego wykorzystania takiej formy muzyki AI to nie jest taki wcale szkodliwy pomysł. Przynajmniej jesteśmy tego świadomi. I to wizja, która nie jest taka odległa. Wszak w Japonii już od dłuższego czasu furorę robią koncerty, na których nie występują prawdziwi artyści, tylko hologramy.
Żródło: The Końs